piątek, 3 stycznia 2014

Ciemność widzę!

Odwiedził nas dziś Dziadek. Przyjechał z misją. Miał dokonać zakupu barierek uniemożliwiających przedostanie się nieletnich na schody. Zatem IKEA!

Wyruszyliśmy w drogę z zamiarem dokonania zakupu niezbędnych przedmiotów. A że Matka nie lubi próżni, ni monotonii, postanowiła zmienić nieco design szafy Misiowej. Ściślej rzecz ujmując - jej układ wewnętrzny.
W tym celu zakupione zostały: drążek i wieszaczki (mega kolorowe!).
Wracając z "Raju na Ziemi", zadzwonił Ślubny:
- Gdzie jesteście? - czyżbym usłyszała oburzenie z nutkę niecierpliwości?
- Już wracamy. Dopiero co wyjechaliśmy z parkingu.
- To dobrze. Korki wywaliło, naprawić nie mogę, Misia mam na rękach, idę do sąsiadów. Tam mnie znajdziesz. - "połączenie zostało zerwane".
No i zachodzę w głowę, jak to? czemu? ale o co chodzi?
Jedziemy dalej. Korek. Coś się zepsuło, ktoś się wbił w autobus a temu komuś wbił się jakiś inny ktoś. Cała obwodnica stoi - bo po co jechać skoro można się pogapić?
Dojeżdżamy do naszego zjazdu na Estakadzie. Znów telefon:
- Gdzie jesteście? - o, tym razem to chyba coś o charakterze całkiem dużego wkurwa.
- Zaraz będziemy.
- Co tak długo? - napięcie rośnie.
- Korek był na obwodnicy. - "połączenie zostało przerwane" - Aha...
Zajeżdżamy pod blok. Dosłownie pod klatkę choć parkować tu nie można (o irytacji na ten temat innym razem). Wpadamy na piętro, otwieram drzwi by Dziadek mógł wnieść zakupy, ja biegnę do sąsiadów, Ślubny wychodzi, wciska Misia w ramiona i ... martw się babo. A baba ubrana, grzeje się, coraz bardziej gorąco ale nie, korki przecież są takim pilnym tematem, że nie wolno - pod żadnym pozorem - pozwolić by żona mogła się rozpłaszczyć!
Sąsiedzi zaprosili do siebie bo - Co będziesz tak siedzieć po ciemku :)
Wypadałoby więc buty zdjąć. Ale jak, skoro dziecko na rękach!
Zlitował się. Wziął dziecko by można było się rozebrać. Co było między przejęciem Misia a wyjściem do sąsiadów, przemilczę dyplomatycznie.
Miś uwielbia bawic się z Jasiem, więc wizytę u sąsiadów przyjął z entuzjazmem. Ale herbaty wypic nie zdążyłam. Korki naprawione.
A co było przyczyną? Dzwonek! Przyszedł kurier, zadzwonił do drzwi i korki szlag trafił. Dzwonek spalony, oczywiście kwalifikuje się jedynie do wymiany.
Zastanawiam się właśnie czy warto. W końcu, gdy ludzie pukają do drzwi to jakoś delikatniej to robią. A gdy dzwonią dzwonkiem to z taką upierdliwością jakby w jakimś konkursie na Upierdliwca Roku brali udział.

A taka dziś przygoda, na sam koniec dnia :)

A na śniadanie wyjem Mamie owsiankę! A co tam, niech się dzieli :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz