sobota, 30 stycznia 2016

Przebierańce

Karnawał powoli dobiega końca i choć należę do osób mało imprezowych, ciesze się, że młody jeden bal w tym roku zaliczył.
Jako dziecko, strasznie lubiłam takie bale. Głównie z powodu paczek z łakocimi, które wyjadała mi starsza siostra :) Jednak jest jeszcze jeden. Ten bardziej sentymentalny, który powoduje, że łezka się w oku zakręca.
Przebranie.
I to nie takie zwyczajne, kupione czy wypożyczone. Tylko specjalnie na tę okazję uszyte przez mamę.
Doskonale pamiętam strój pszczółki z tiulowymi skrzydełkami, klowna z szerokimi portkami czy biedronki z czółkami natrętnie wbijającymi sie w głowę.

Gdy tylko zaszłam w ciążę, wiedziałam że będę swojemu dziecku szyć co roku jakieś przebranie.
Nie jestem jakoś specjalnie biegła w sztuce wykroju i szycia, ale przecież liczą się chęci i serce włożone w pracę.
I tak w zeszłym roku powstał strój dino-smoka, a w tym Piotrusia Pana :)
Łatwo policzyć, że jeden karnawał był bez strojowy. A to dlatego, że żaden bal nam się nie szykował.

Mam nadzieję, że za kilka lat syn nie będzie mial mi za nie pretensji ;)