poniedziałek, 3 marca 2014

Kocham poniedziałki :)

Od kiedy zaczęłam uczęszczać na warsztaty "Matko, ty szyjesz!", pokochałam poniedziałki. Z wielkim podekscytowaniem oczekuję nadejścia następnego. Nie było inaczej i dzisiaj.

Dziewczyny z fundacji Nadaktywni pięknie tłumaczą jak wykonać proste oraz te trudniejsze wzory.
Prawda jest taka, że wybierając się na te warsztaty miałam zielone pojęcie z czym to się je, lecz również wiele się nauczyłam. Choćby takie czytanie schematów, które zawsze były dla mnie czarną magią. Bądź czarowanie wzorów za pomocą drutów. Wreszcie wiem jak się robi warkocze!!
Wiem, że nie każdego to kręci. Ślubny ostatnio orzekł, że nie wie czym się tak podniecam i on tego to nie czuje - a pokazałam mu jak pięknie mi wychodzi szydełkowanie serwetki (która jest nagrodą w konkursie organizowanym przez Bebusiową krainę).
Jak to mówią, "człowiek całe życie się uczy i umiera głupi". Mam jednak nadzieje, że do tego czasu zrobię dobry użytek z nowo nabytej wiedzy :)
Mam na oku kilka projekcików do wykonania, ale jak to bywa ze wszystkim, czas odpowiedni musi nadejść by się za to zabrać :)

Misiek ostatnio bardzo upodobał sobie jabłko. Potrafi zjeść tego owoca bardzo wiele.
Wczoraj także odkrył winogrona. Krzywił się okropnie,, bo kwaskowe się trafiły, ale o zaniechaniu spożycia mowy nie było. Całe szczęście nic mu po tym nie było.
Do tych winogron to dobrał się, tak na prawdę trochę przypadkiem. Oczywiście był pod opieką ojca. Gdy się zorientowałam co tam wsuwa to było już za późno by zabierać. Całą buzię miał wypchaną po brzegi.








A tu mój mały RoboCup! Stać to on lubi, a czasem uda mu się zrobić kilka kroków :)
Z każdym dniem idzie mu coraz lepiej.














Sytuacja z dzisiaj. Poszliśmy na spacer. Słonko ładnie przyświecało, więc musieliśmy skorzystać. Pokręciliśmy się po okolicy i zawróciliśmy do domu.
Idziemy sobie grzecznie w kierunku chodnika prowadzącego na nasze osiedle. A tu nagle z impetem na chodnik wjeżdża jakiś facet w zdezelowanym oplu. Zaglądam mu do środka i gadam przez okno. Nie słyszy, grzecznie uchyla okno.
-To nie parking- powtarzam.
-Ale ja tu wcale nie chce zaparkować!- nie słusznie się oburza.
-Przecież widzę, że chce pan zaparkować, a my sobie nie życzymy by tu parkowano - nie poznaje siebie. Jestem grzeczna jak nigdy w takich konfrontacjach. Odeszłam bo nie będę się z gościem użerać. Wyraziłam się jasno.
O dziwo, odjechał.
Może kogoś to zdziwi - moje zachowanie - więc spieszę z wyjaśnieniem.
Do naszego osiedla prowadzi droga wyłożona piękną kostką (czy to jeszcze bruk?). Taką czerwoną, jaką teraz często fajnie chodniki robią. Wzdłuż tej drogi są dwa chodniki. Wąskie. Dwa wózki z trudem się mijają. Droga szeroka jest na tyle, że dwa samochody się miną. O ile nikt sobie tam nie zaparkuje.
Jednak, gdy się trafi łoś, który zaparkuje niefortunnie, to ktoś ma problem.
Przypadek 1. Łoś parkuje większą częścią samochodu na chodniku.
Wózkiem się nie przejedzie, trzeba zejść na ulicę. Nie daj Boże ruch większy będzie bo na godzinę szczytu się trafi.
Przypadek 2. Łoś parkuje pół na pół na chodniku i jezdni.
Dwa wózki już się nie miną. Dwa samochody też się nie miną. Jeden musi ustąpić drugiemu. A gdy się spieszą to mamy problem.
Przypadek 3. Dwa łosie. Jeden cały na jezdni z jednej strony, drugi połową po drugiej stronie.
Wtedy to i jeden samochód ma problem by przejechać. 
Niby nie problem. Czego się czepiam, zapytacie. A ja powiem, że czasem nawet policja tu przyjeżdża. Przeciska się przez łosiów i NIC! Nawet nie wysiądą!
Łosie mnie wkurzają a nic nie robiący policjanci jeszcze bardziej.

2 komentarze:

  1. kiedyś były takie fajne naklejki z łosiem :p
    trza byłoby mu nakleić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były próby podjęte przez innych mieszkańców. Najwyraźniej nie pomogły skoro dalej stają :)

      Usuń