piątek, 28 lutego 2014

Zawsze mam problem z tytułem...

Nigdy nie wiem jak zatytułować każdy z postów. Myślę, trudzę się i zawsze wymyślę coś głupiego. A tak chciałoby się mieć coś mądrego i przyciągającego uwagę.
Taka dygresja myślowa na dobry początek :)

Siostra mnie dzisiaj nawiedziła. W związku z tym zorganizowałam Misiowi nianię i pojechałyśmy na miacho!
Cel pierwszy. Sklep z wózkami.
Osobiście chciałam na oczy zobaczyć egzemplarz zachwalany przez wielu. Zobaczyłam. I pojawił się dylemat. Taki z tych moralnych. "Jeśli go kupię to będziemy mieć, najpewniej, z Żanetką identyczne"-myślę sobie-"Ładny kolor ma. Ale jeśli Ona też chce mieć w tym kolorze to dmuchnę Jej go z przed nosa. Nie ładnie"-zadręczam się-"W sumie mam parasolkę w kolorze, który zdecydowanie do tego nie pasuje. Wezmę inny kolor!"-wymyśliłam-"Jeszcze zadzwonię"- no i zadzwoniłam. Wolę wiedzieć, czy nikt mi później nie wyrzyga, że kupiłam sobie identyczny przedmiot. No raczej nie wyrzyga :)
Ale myślę dalej. Może za duży?
-Może go pan złożyc?
Pan składa. Kurdę, rzeczywiście mniejszy. Mówiąc mniejszy mam na myśli, że mniejszy od naszego obecnego wózka. I taki jakiś bardziej pakowny. I jedną ręką go chwycę i do auta wrzucę. W sumie same plusy. Więc czego się czepiam? W zasadzie niczego. Może tylko, że tą budę ma taką jakąś krótką?
Gdy poruszyłąm kwestię Bebetto Magelana, to pan spojrzał na mnie jak na wariatkę i powiedział:
-Chce pani z deszczu pod rynnę wchodzić? Gdzie taką kobyłę ciężką kupować. Teraz to się lekkie wózki kupuje.
Aha.
Siostra za to kupiła wózek dla córci. Parasolkę. Baby Design Handy. Bardzo fajny. Sama bym kupiła ale jednak szukałam czegoś innego.
Cel drugi. Riviera!
Niedawno otwarte centrum handlowe, stało się głównym punktem wypraw zakupowych ludności gdyńskiej i przyjezdnej. Nie mogło nas tam zabraknąć. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że uwielbiam tam jeździć w tygodniu, do południa. Ludzi brak i jest gdzie zaparkować. Tam, gdzie się chce a nie gdzie jest miejsce.
Odwiedziłyśmy kilka sklepów, Sis kupiła kilka rzeczy (w tym prezent dla Misia na 1. urodziny - TO JUŻ ZA MIESIĄC) ***Tak, syn mój kochany dziś kończy 11 miesięcy :))***, ja też sobie coś kupiłam. No i Misiowi wiosenną czapeczkę, która z powodzeniem może robić za kąpielową :)
Gdy byłyśmy w Smyku, podeszłam sobie z ciekawości do działu z wózkami. Ledwo okiem rzuciłam a tam:
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - pyta miły pan.
-Macie Bebetto Magelana? - pytam.
-Nico tylko - bardzo cichutkim i cieniutkim głosikiem pan odpowiada.
-W takim razie nie może mi pan pomóc. Chciałam konkretnie ten wózek zobaczyć. - odpowiadam.
-No niestety. A może inny? - dopytuje.
-To może BD Sprint? - daje mu szanse, bo widzę że się stara.
-Tego też nie mamy - Znów ten głosik - Ale w Maratni zapewne mają - dodaje po chwili z nadzieją w głosie, że może jednak pomógł.
-To na pewno tak musimy jeszcze pojechać - a niech się łudzi, że pomógł.
Tak zaczęłam się zastanawiać, czy ten człowiek takiego typu był, czy może wszystkich w tym Smyku tak tresują. Żeby tak cicho mówić? Prawie szeptem? Przecież klient nie gryzie?
A może jednak? Gdy ja pracowałam, swego czasu w sklepie - notabene bardzo fajnym :) - to klienci nie gryźli zbyt dotkliwie. Umiałam się odgryźć. Najbardziej pamiętam gościa, który przyszedł kupić/ zobaczyć sztormiak w białym kolorze.
Nadmienię, że sklep był żeglarski a nie szpanerski :)
-Nie macie białych? - wskazała na wieszak z kurtkami.
-Biały sztormiak? Nie spotkałam się z takim. Raczej nie ma dobrych kurtek sztormowych w białym kolorze. - odpowiadam.
-Dlaczego? To bardzo ładny kolor.
-A gdzie chciałby pan pływać w białym sztormiaku?- dopytuje, choć wiem że z zakupów nic nie wyjdzie a mnie tylko człowiek rozbawi do łez.
-No tu, po Bałtyku, Zatoce, żeby po mieście pochodzić - była bardzo poważny i chyba wierzył w to co mówił.
-Powiem panu szczerze, że biały kolor jest pomyłką. Proszę sobie wyobrazić, że okropnie wieje. Buja jeszcze bardziej, fale takie, że aż wszystko buzuje. Wypada pan za burtę. I kto pana zauważy wśród tych fal, gdy będzie pan miał na sobie biały sztormiak? - musiał mu to powiedzieć.
-Przecież nie będę w nim pływać w taką pogodę. Nie macie Henri Lloyda? Oni mają białe.
-Sklep Henri Lloyd, w którym mógłby pan znaleźć to czego pan szuka znajduje się w Klifie (centrum handlowe). Niestety, podejrzewam że w żadnym ze sklepów który znajduje się w tym porcie nie znajdzie pan białego sztormiaka. - uśmiech :) pożegnanie i se poszedł. Już nie chciałam mu mówić, że może mieć problem z zakupem tego co chce poniżej 900zł.
Zdarzały mi się perełki, jak ten gość. Fajny też był pan, który chciał rabacik na dwie książeczki, które łącznie kosztowały 50 zł. Gdy się nie zgodziłam, zaczął grozić, że zna szefa i jak do niego zadzwoni to na pewno dostanie rabacik. I zadzwonił. Rabatu nie dostał. Później dostałam wyraźną instrukcję w jakich przypadkach mogę udzielać rabatów bez konsultacji.
Och, przypadków było bez liku. Fajnie się w sklepie pracowało...

Jakoś mi się z tematu chyba zeszło. Ależ czy nie dobrze tak czasem sobie odskoczyć i powspominać?
 

4 komentarze:

  1. Ja miałam wielu problemowych klientów pracując na stacji paliw, a że nerwusek ze mnie straszny... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze mialam problem z powstrzymaniem sie od komentarza :)

      Usuń
  2. eej, ja to się cieszę że będziemy jeździć takimi samymi :)
    Już się nie moge doczekać spacerku z nowymi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się ciesze, tylko zawsze mam ten problem że jednak komuś może to przeszkadzać :)
      Spacer już w kwietniu :)

      Usuń