czwartek, 17 marca 2016

Bo ucho dolega

Mały znów na antybiotyku. Tym razem zapalenie ucha środkowego. Paskudztwo.
Cały tydzień siedzi w domu. Najpierw ze Ślubnym, potem ze mną, a od dzisiaj z Dziadkiem. I jak na złość, właśnie dzisiaj dostał ataku bólu ucha.
Dziadek dzwoni do mnie roztrzęsiony, że mały zbudził się zlany potem i z krzykiem, bo boli.
Uspokajam. Może mały źle leżał i przygniótł sobie małżowinę. A że mokry? Może za bardzo został opatulony do snu.
Wracam do domu. Mały leży w łóżku. Podchodzę i się pytam...

czwartek, 18 lutego 2016

Słów kilka

Podstawa dobrej komunikacji? Rozmowa!
Moje dziecko doskonale to rozumie, choć nie zawsze dobrze to wykorzystuje :)

sobota, 30 stycznia 2016

Przebierańce

Karnawał powoli dobiega końca i choć należę do osób mało imprezowych, ciesze się, że młody jeden bal w tym roku zaliczył.
Jako dziecko, strasznie lubiłam takie bale. Głównie z powodu paczek z łakocimi, które wyjadała mi starsza siostra :) Jednak jest jeszcze jeden. Ten bardziej sentymentalny, który powoduje, że łezka się w oku zakręca.
Przebranie.
I to nie takie zwyczajne, kupione czy wypożyczone. Tylko specjalnie na tę okazję uszyte przez mamę.
Doskonale pamiętam strój pszczółki z tiulowymi skrzydełkami, klowna z szerokimi portkami czy biedronki z czółkami natrętnie wbijającymi sie w głowę.

Gdy tylko zaszłam w ciążę, wiedziałam że będę swojemu dziecku szyć co roku jakieś przebranie.
Nie jestem jakoś specjalnie biegła w sztuce wykroju i szycia, ale przecież liczą się chęci i serce włożone w pracę.
I tak w zeszłym roku powstał strój dino-smoka, a w tym Piotrusia Pana :)
Łatwo policzyć, że jeden karnawał był bez strojowy. A to dlatego, że żaden bal nam się nie szykował.

Mam nadzieję, że za kilka lat syn nie będzie mial mi za nie pretensji ;)





piątek, 12 czerwca 2015

Pomieszane z poplątanym

Zbliża się lato, więc wypadałoby zadbać o swoje ciało na tyle by wstyd nie było się ludziom na plaży pokazać. Przewijka już szuka motywacji, ja jeszcze mocno o niej myślę ;)
Jak to mówią mądrzy - nic się samo nie zrobi - więc zaczęłam od diety. Wiem, że aktywność fizyczna jest równie ważna, ale u mnie jakoś zawodzi.
Ostatnie dwa tygodnie mały przesiedział w domu na antybiotyku - a dokładniej to na dwóch. Rowery więc odpadły. Zażywaliśmy zaś drobnych spacerów. Dziś jedynie, w ten ukrop, pozwoliliśmy mu chwilkę pobiegać po tarasie wśród kropiącego deszczyku. Był zachwycony :)
Ćwiczenia przed telewizorem/komputerem również odpada, gdy w zasięgu wzroku znajduje się Misio. Mi tam on wprawdzie nie przeszkadza, ale gdy on widzi, że matka się po podłodze wije i akrobacje odstawia, postanawia dołączyć do zabawy i na matkę się rzuca.
Się tak czasem zastanawiam, jak te kobiety które przedstawiają na fejsbukach swoje metamorfozy, funkcjonują w ciągu dnia naprawdę. W jaki sposób organizują sobie czas, że mają go i na ćwiczenia i na przygotowywanie dietetycznych jedzonek. Dodatkowo sprawdzają się jako matki i gospodynie domowe. Niestety dla mnie jest to nie do ogarnięcia.
Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że gdy nie opanuje tego w jakiś sposób to moje ciało wymknie mi się spod kontroli już totalnie i żadne modlitwy nie pomogą.

A tak z innej beczki. Rodzina mi się powiększy. Wprawdzie nie ja zostanę szczęśliwym rodzicem ale dwójka z mojego kuzynostwa. Dzieci powinny urodzić się jakoś w podobnym terminie. No jestem bardzo ciekawa jakiej płci będą.


niedziela, 26 października 2014

Nasz mały żłoobkowicz

Misiu od września uczęszcza do żłobka. Z początku niechętnie rozstawał się ze mną.  Wczepiał się we mnie jak małpka i głośno płakał. Po dwóch tygodniach nastała znaczna poprawa. Od tamtej pory bardzo chętnie chodzi do dzieci. Nie raz zdarzało się,  że nie zdążyłam go rozebrać a ten już siedział przy zabawkach.
Oczywiście pobyt w żłobku to nie tylko same plusy, do których mogę zaliczyć znaczną poprawę zachowania mojego syna ale także minus w postaci częstych zachorowań. Ostatnio mieliśmy już dwie przerwy. Jedną dwutygodniową i jedną tygodniową. Jednak w żaden sposób nie zniechęca nas to przed dalszym posyłaniem tam młodego.
Jestam bardzo zadowolona też z samej placówki.  Panie są miłe i mają bardzo dobre podejście do maluchów. Młody dzięki nim nauczyl się głaskać inne dzieci i przytulać się do nich. Już nie atakuje Ali,  ale nadal rzuca zabawkami. Sam je wszystkie posiłki siedząc na krzesełku przy swoim stoliku. Zaczął wołać gdy chce siusiu. I prowadzi nas za rękę do łóżeczka gdy chce spać. Wiele jest takich nowości,  które przyswoił w trakcie pobytu w żłobku.

Mam jednak nadzieję, że to chorowanie w końcu się skończy i mały nie opuści już żadnego dnia.

A za trzy tygodnie jedziemy do Ali na urodziny. Ciągle zastanawiam się co można by kupić dziecku, które wszystko ma. Napewno dostanie obrazek, którego nie udało mi skończyć w zeszłym roku. I może jakąś zabawke? Tok myślowy trwa w każdym razie :)

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Powroty, hej powroty...

Pamiętam ten dzień jak dziś.
To była sobota. Ranek.
Na każdym z trzech testów pojawiła się ta druga kreseczka. Nie skakaliśmy z radości, bo chcieliśmy poczekać na potwierdzenie od lekarza.
Już w poniedziałek stawiłam się u swojej pani doktor (teraz już wiem, że nie była ona dobrym wyborem).
Potwierdziła to, co już wiedzieliśmy od soboty.
Wypisała kartę ciąży, dała skierowanie na USG i zleciła badania.
I tak się zaczęła nasza przygoda z Kropkiem.

sobota, 21 czerwca 2014

Pogodo, jak Cię rozgryźć?

Wszędzie możemy spotkać prognozy pogody. W gazetach, w telewizji, w radio, nawet w telefonach. Ale czy się sprawdzają? Czasem tak, czasem nie.
Całe moje życie Ojciec mój recytował fragment wierszyka, który mówił w jaki prosty sposób przewidzieć pogodę.
Zaczęłam grzebać w internecie by znaleźć ten tekst i poznać ciąg dalszy.
Czy autorem jest Krzysztof Baranowski, tego do końca nie wiem, jednak znalazł się on w książce autorstwa kapitana.